zakupy

Pisałam wcześniej o tym, że w zakupach i przedłużających się wycieczkach po galeriach handlowych i sklepach z kosmetykami nie ma niczego złego. Aktywność tego typu może być bowiem zwyczajnym hobby tak jak wiele innych i tylko pozornie nie ma w tym nic prócz próżności oraz najniższej z możliwych przyjemności, polegającej na wyrzucaniu w błoto ciężko zarobionych pieniędzy - i to jeszcze najlepiej nie swoich, tylko partnera. Jeżeli znajomi, rodzina lub - co gorsza - partner nadal suszą Ci głowę w związku z shoppingiem, to mam dla Ciebie jeszcze jeden argument, którego będziesz mogła użyć w potyczkach słownych z nimi: na zakupach można nie tylko wydawać pieniądze, ale również je zarabiać! I wcale nie mam na myśli "zwinięcia" podczas zakupów jakiegoś balsamu albo droższej szminki znanego producenta. Nic z tych rzeczy, działamy tylko i wyłącznie w sposób legalny ;) Jeżeli będziecie kiedyś potrzebować argumentów w rozmowach z osobami marudzącymi na shopping, być może przyda Wam się moje krótka historyjka. W czasach ogólniaka miałam przyjaciółkę, która miała dosyć osobliwe hobby - w każdą środę lub czwartek wybierała się na istny rajd po znajdujących się w naszym mieście lumpeksach. Nie zwracała uwagi na docinki koleżanek, że w "ciucholandach" nie sposób jest znaleźć nic modnego, że to wstyd kupować ubrania, które wyrzuciły nasze babcie albo nie wiadomo kto. Tymczasem Agnieszka miała to w nosie i robiła swoje. Okazało się, że to jej sposób na dorabianie całkiem niegłupich pieniędzy. Praktycznie z każdego sklepu z odzieżą używaną wychodziła z jakimiś fascynującymi zdobyczami - a to starą kurtką skórzaną, która po kilku poprawkach wyglądała czadersko. A to legginsy z niesamowitego materiału, a to apaszki z Wysp Brytyjskich, a to jakieś inesamowite swetry aż same proszące się o przeróbkę. Wszystkie te rzeczy, czasem po modyfikacjach a czasem i bez nich, sprzedawała na różnych portalach aukcyjnych. Można? Można! Agnieszka odnalazła coś, o czym marzy wielu ludzi: sposób na połączenie hobby z zarabianiem.